Gdybym wiedział, że ten dzień skończy się dla mnie w taki właśnie sposób, zapewne nigdy nie zdecydowałbym się na wyjście z domu, czy w ogóle wystawienie nosa poza granicę swojego łóżka. Od rana czułem, że jestem jakiś nieswój, dlatego podejrzewałem, że musiałem załapać jakiegoś wirusa i w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin choroba rozłoży mnie na łopatki. Według moich oczekiwań, zmasowany atak choroby miał nastąpić dopiero za jakieś kilkanaście godzin, miałem więc jeszcze dużo czasu na pójście do pracy i wykonanie swoich codziennych obowiązków.
Niestety, moje obliczenia co do szybkości rozwoju wirusa okazały się nieprawidłowe, ponieważ już po dwóch godzinach w magazynie, pracownik magazynu Elbląg, zacząłem czuć się potwornie źle. Akurat miała przyjechać dostawa nowego towaru, nie mogłem więc wyjść z pracy, pójść do lekarza i wziąć L4, a musiałem wytrzymać jeszcze kilka godzin, które zejdą na odbiorze, rozładunku i ułożeniu towaru. Czułem się fatalnie, miałem wysoką gorączkę i dreszcze, jednak cały czas stałem na nogach. Dopiero gdy przyjechała dostawa towaru, po podpisaniu odbioru, którego nawet dokładnie nie sprawdziłem, nogi się pode mną ugięły i straciłem przytomność. Obudziłem się po parunastu minutach, gdy nade mną stało kilku sanitariuszy z pobliskiego szpitala. Natychmiast przewieziono mnie na pogotowie, gdzie zostałem gruntownie przebadany i przyjęty na oddział. Okazało się, że jakimś cudem nabawiłem się zapalenia opon mózgowych, przez co kolejne kilka tygodni spędzę w szpitalu. Miałem ogromne szczęście, że karetka przybyła tak szybko, bo za jakiś czas moje omdlenie mogłoby mieć poważniejsze skutki dla zdrowia. Na domiar złego okazało się, że w dostawie towaru, który podpisałem, brakowało kilku paczek z uszczelkami, za które zapłaciliśmy. Wyszło na to, że oprócz walki z chorobą będę jeszcze musiał zwrócić firmie pieniądze za uszczelki, których nie ma.
Dodaj komentarz