Jeśli tak dalej pójdzie, to będę musiał przeprowadzić bardzo poważną rozmowę z moją dziewczyną, z którą jakby nie patrzeć jestem już od blisko czterech lat. Od niemal dwóch miesięcy mieszkamy ze sobą, dlatego póki co nasze relacje kształtują się w formie ciągłych walk o sprzątanie, gotowanie, robienie zakupów i inne rzeczy związane z wspólnym życiem we dwoje. Jak to mówi moja mama, jesteśmy na etapie wzajemnego „docierania się”. Nie wiem kiedy to docieranie się skończy, jednak mam nadzieję, że nastąpi to dość szybko, ponieważ powoli zaczynam żałować decyzji o zaproszeniu Eweliny do wspólnego zamieszkania.
Tuż przed jej wprowadzeniem się do mnie, w głowie miałem idylliczny obraz mnie, wracającego późno z pracy w magazynie, pracownik magazynu Chorzów, i jej, czekającej na mnie z ciepłym obiadem, posprzątanym domem i miłym uśmiechem na twarzy. Marzyłem o prawdziwym domu, w którym będę mógł wypocząć i o partnerce, która, tak jak moja mama, będzie stanowiła ostoję całego życia i źródło ciepła rodzinnego.
Niestety, tryb życia Eweliny w żaden sposób nie przypomina tego, w jakim żyje moja mama. Często zdarza się tak, że wracając zmęczony po pracy do domu muszę się jeszcze zająć niezbędnymi porządkami, by wreszcie móc coś zjeść. Ewelina zazwyczaj cały dzień spędza poza domem. Wygrzebując się rano z łóżka, zostawia je tak, jak jest, szykuje się, je śniadanie i wychodzi. Wraca piętnaście, dwadzieścia minut po mnie i dziwi się mojemu złemu humorowi i pretensjom. Gdybyście codziennie wracali do nieposprzątanego domu, niepościelonego łóżka, naczyń w zlewie i nieporządku w łazience, na pewno mielibyście dość. Nie wspomnę już nawet o tym, że nie mam co liczyć na ciepły pyszny obiad. Ewelina nie potrafi gotować, a jedyne jadalne danie jakie umie zrobić to makaron z sosem. Zazwyczaj to ja zajmuję się więc sprzątaniem, gotowaniem i zajmowaniem się domem. Gdzie to moje rodzinne ciepło?
Dodaj komentarz